poniedziałek, 4 września 2017

Nocna parada stu demonów albo "Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej" - Michael Dylan Foster

Shinonome Kijin, ninmenju (drzewo o ludzkich twarzach)
Zjawisko yōkai, ważny element kultury japońskiej, ma swoje odpowiedniki na całym świecie, w świadomości zbiorowej i indywidualnej. Ludzie często wizualizują swoje lęki, tworzą odpowiadające im fantastyczne stworzenia - świadczą o tym legendy o rozmaitych potworach, które można odnaleźć w każdym kręgu kulturowym. Zasadniczą różnicę w postrzeganiu potworów z Kraju Wschodzącego Słońca i zachodnich ukształtowało podejście do badań nad nimi. Tę myśl przekazuje nam Michael Dylan Foster, omawiając japońskie yōkai, ich historię i znaczenie w różnych okresach dziejów od okresu Heian (794-1185) do współczesności na podstawie różnych źródeł historycznych.

"Yōkai. Tajemnicze stwory w kulturze japońskiej" to książka naukowa napisana w stylu popularnonaukowym. Brzmi to może trochę dziwnie, ale stanowi wielki atut - czyta się znacznie łatwiej niż większość pozycji w gatunku, a przekazane informacje znacznie łatwiej zapamiętuje. W dodatku, dzięki nieco lżejszej formie, autor buduje klimat nierealności i fantastyczności, bardzo odpowiedni dla wiekowych, tajemniczych istot w rodzaju yōkai. Książka została podzielona na dwie części: pierwsza jest poświęcona historii yōkai oraz badań nad nimi, druga stanowi bestiariusz, pozwalający zapoznać się z najbardziej znanymi stworami oraz tymi, które autor uznał za najciekawsze. Osobiście, zapałałam sympatią do niejakiego nurikabe - wydaje mi się wyjątkowo uroczy i trochę zagubiony. Według definicji podanej w książce, nurikabe to ściana, pojawiająca się w nocy na drodze, a każdy, kto na nią natrafi, nie może iść dalej. Z jakiegoś powodu, spojrzałam na tę historię nie z perspektywy człowieka, a yōkai: chodzi sobie taki nurikabe i spaceruje po nocy, a gdy się zmęczy i chce odpocząć, wpadają na niego natrętni ludzie i straszą go patykiem (aby pozbyć się nurikabe, trzeba zastukać patykiem w ziemię). Dzięki temu, lektura "Yōkai. Tajemniczych stworów w kulturze japońskiej" dostarczyła mi również okazji, by potrenować wyobraźnię.

Foster omawia aspekty sztuki japońskiej pomijane kompendiach, które dotychczas przeczytałam (z "O Sztuce Japonii" Alberowej na czele). Na przykład motyw hyakkiyagyō (nocna parada stu demonów), przewijający się od (co najmniej) okresu Heian do współczesności. Byłam bardzo zdziwiona, gdy o tym przeczytałam, ponieważ taki, z pozoru, nieistotny szczegół, rzuca światło na tło opowieści japońskich sprzed millenium. Ludzie robili wszystko, by nie natrafić na hyakkiyagyō. Wydział wróżb podawał nawet rozkład dni, w które yōkai mają przechodzić ulicami stolicy, tak, by mieszkańcy mogli się odpowiednio przygotować (albo raczej ukryć), a w źródłach pisanych znajdują się niepokojące wzmianki o nieszczęśnikach, napotykających nocną paradę stu demonów. Co prawda, przerażający orszak yōkai z czasem zmienił się w komediowe przedstawienia tsukumogami (ożywionych sprzętów domowych), ale wcześniej miał istotne znaczenie w życiu dworzan. Pozwalał lepiej zrozumieć głębię lęków mieszkańców Heian-kyō. Ten, i wiele innych intrygujących wątków, przybliża Michael Dylan Foster w omawianej książce.

Pod koniec pierwszej części, autor wspomina o subkulturze fanów yōkai - yōkai-zuki. To zazwyczaj lokalni twórcy i sympatycy, powiązani z poszczególnymi regionami. Urządzają spotkania, warsztaty i dyskusje poświęcone tajemniczym, japońskim stworom. Czytając o nich, miałam wrażenie, że to bardzo sympatyczni ludzie i, że to właśnie dzięki nim i im podobnym, yōkai zdołały zyskać taką popularność. Shinonome Kijin, autor ilustracji do książki, stanowi doskonały przykład artysty yōkai-zuki. Tworzy w stylu, kojarzącym się z istotą japońskim potworów - nawiązującym zarówno do tradycyjnych wzorców malarstwa sumi-e, jak i nowoczesnej mangi (Foster wielokrotnie podkreśla, że yōkai stanowią most między starym, a nowym) - dobry wybór ilustratora doprowadził więc do pogłębienia klimatu książki. Szczególnie w przypadku drugiej części, w której wizualizacja yōkai wydaje się kluczowa. Skoro już o tym mowa, należy wspomnieć również o bestiariuszu. Autor podzielił yōkai ze względu na obszary, jakie zamieszkują. Bardzo mi się podoba kolejność przedstawiania poszczególnych kategorii: na początku umieścił stwory z gór i pustkowi - terenów oddalonych od siedzib ludzkich. Każda kolejna grupa potworów zbliża się do nich, a ostatnia, wręcz ingeruje w sferę prywatną (mowa o yōkai domowych). Całość bardzo zachęca do pogłębiania wiedzy i wejścia w barwny świat yōkai-zuki. Aż zrobiło mi się szkoda, że nie mieszkam w Japonii - miałabym tyle okazji, by uczestniczyć w wydarzeniach tej subkultury! Może nawet postanowiłabym stać się jej częścią...

W potwory nie trzeba wierzyć, wystarczy je badać i analizować ich znaczenie dla kultury poszczególnych regionów. Japończycy dbają o swój folklor, pielęgnują stwory tak, aby nie zostały zapomniane. To godne podziwu. Chciałabym zobaczyć odrodzenie mitycznych stworów Zachodu - pod względem stworzeń fantastycznych, wcale nie ustępujemy ludziom Orientu, a jednak, z jakiegoś powodu, badania nad nimi nie są jakoś szczególnie rozprzestrzenione. To wielka szkoda, ponieważ, jak powiedział autor (w tej kwestii, całkowicie się z nim zgadzam), badanie potworów pomaga poznać człowieka, który je stworzył. Z kolei, im więcej wiemy o swoich korzeniach, tym łatwiej nam zrozumieć siebie i otaczający nas świat.

Moja ocena: 8/10
Lektura obowiązkowa dla: fanów potworów z różnych części świata, początkujących yōkai-zuki i ludzi, którzy po prostu chcą się czegoś dowiedzieć o yōkai.

3 komentarze:

  1. Cieszę się, że Ci się tak podobało i bardzo spodobało mi się Twoje spojrzenie na nurikabe z jego perspektywy. ;) Też po lekturze bardzo żałowałam, że Polacy czy generalnie Europejczycy nie badają tak swojej mitologii. A jakby Ci było mało yōkai, to znalazłam taką stronę:
    http://yokai.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D Zastanawiałam się, czy nie zrobić z niego maskotki bloga!
      W ogóle mamy koszmarny trend wymazywania historii Polski sprzed 966 roku. W podręcznikach pojawiają się jedynie wtręty, że były jakieś plemiona Polan czy Wiślan, trudno znaleźć coś konkretniejszego. A przecież z tamtych czasów wywodzą się nasze potwory, jakie to musi być ciekawe! Szkoda, że w szkołach tego nie uczą. Zupełnie jakby ktoś uznał ten materiał za mniej poważny aspekt kultury, który powinien zostać zapomniany. Strasznie przykre...
      Dziękuję za link, będę tam na pewno co jakiś czas zaglądać. :)

      Usuń
    2. Maskotka bloga? Ale super pomysł! :D
      Kurcze, masz rację. Ja w ogóle nie kojarzę żadnej historii Polski sprzed tego roku. To rzeczywiście wygląda tak, jakby "były takie i takie plemiona, a Mieszko I je zjednoczył" i wtedy od razu opis chrztu Polski. Beznadziejnie. Jakbyśmy przybyli nie wiadomo skąd i w ogóle nic nie wiadomo o tym, co się z nami działo wcześniej. :/

      Usuń