sobota, 26 sierpnia 2017

Groteskowa rzeczywistość w kontekście świata snów "Papriki" Yasutaki Tsutsui'ego

Alter ego Papriki w openingu anime z 2006
Jak właściwie co roku, w wakacje nadrabiam zaległości czytelnicze. I, choć plany mam dość ścisłe, nie brakuje miejsca na kaprysy. Jednym z nich okazała się twórczość Yasutaki Tsutsui. Przeczytałam krótkie teksty: "The Girl Who Leapt Through Time" (zawierające w sobie dwa opowiadania: tytułowe "The Girl Who Leapt Through Time" i "The Stuff That Nightmares Are Made Of"), "Hell" oraz powieść "Paprika", o której będę dzisiaj pisać. Tym, całkiem przyjemnym akcentem, wstrzymuję grzebanie w czytnikowej kolekcji (znów ciągnie mnie do książek papierowych!). Najprawdopodobniej, na dłuższy czas wrócę również do literatury polskojęzycznej. Właściwie, nie mam w zwyczaju zbyt często czytać w językach obcych, więc dwa posty bazowane na wydaniach anglojęzycznych pod rząd to zbieg okoliczności (albo raczej impulsów: dawno nie miałam takiej ochoty przeczytać książki niedostępnej w języku ojczystym jak w przypadku "Papriki"!).

Yasutaka Tsutsui jest uznawany za jednego z pionierów japońskiego postmodernistycznego science-fiction. Często używa ironii, porusza tematy tabu i satyryzuje współczesną Japonię oraz, ogólnie, kondycję ludzką w dzisiejszym świecie, co nie zawsze podoba się krytykom. Z tego tytułu, jego twórczość na pewno nie trafi do każdego czytelnika - i to, być może, nie tyle przez kontrowersje (spójrzmy prawdzie w oczy: w porównaniu z najbardziej kontrowersyjnymi pozycjami, jakie oferuje nam współczesna literatura, Tsutsui to nic), ale estetykę absurdu - a to już trzeba lubić. W Polsce, niebezpośredni kontakt z wyobraźnią autora miało więcej osób, niż by się mogło wydawać - a to za sprawą dwóch ekranizacji w postaci anime: "O dziewczynie skaczącej przez czas" i właśnie "Papriki". Przed rozpoczęciem pisania, obejrzałam to ostatnie i, muszę przyznać, było warto. Połączenie obu wersji historii zwariowanego świata, najechanego przez szalone sny schizofreników, zarówno oryginalnej, jak i wtórnej, wywołuje głębsze refleksje niż rozpatrywanie ich z osobna. Oczywiście, to dwie odmienne wizje artystyczne, ale wydają się uzupełniać tak dobrze, że zdecydowałam się napisać o obu "Paprikach" w jednym. Przy czym, postaram się dokładnie zaznaczyć, które z przemyśleń bazują na książce, anime lub też fuzji obu mediów.

Tytuowa Paprika to alter ego Atsuko Chiby, pracującej w instytucie badań psychiatrycznych, zwolenniczki rozwijającej się technologii, pozwalającej wniknąć w sny. Wraz ze Kōsaku Tokitą, partnerem naukowym, konstruującym maszyny, umożliwiające ów proces, są nominowani do Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny. On - za wynalezienie, ona - za zastosowanie praktyczne nowatorskiego sprzętu. Jednakże, nie każdy podziela entuzjazm wspomnianej dwójki - wynalazek wzbudza kontrowersje natury etycznej, nawet wśród współpracowników. Sytuacja pogarsza się, gdy Tokicie udaje się stworzyć podręczną wersję wspomnianych maszyn - DC Mini. Wrogowie, w postaci wiceprzewodniczącego (w anime przewodniczącego) placówki - Seijirō Inui oraz jego klakiera, wspólnika, kochanka - Morio Osanai'ego, upatrują w tym okazję, by udowodnić parze protagonistów, że ich przedsięwzięcie jest szkodliwe i niebezpieczne. Konflikt zaognia się, a świat stopniowo wydaje się tracić wszelkie pozory realności, co, z kolei, eksponuje psychikę postaci. Postawieni na granicy snu i jawy, bohaterowie popadają w szaleństwo. Oniryczne światy odsłaniają znacznie więcej niż powinno być odsłonione.

Powracając do tematu wzajemnego przenikania się anime i powieści: ta nieplanowana harmonia, najlepiej uwidacznia się w przedstawieniu marzeń sennych pacjentów. Podczas gdy Tsutsui raczy czytelnika paroma krótkimi snami i, wcielając się w Paprikę-terapeutkę, tłumaczy znaczenie poszczególnych elementów, twórcy anime łączą ukazane w nich motywy w jeden dłuższy i bardziej skomplikowany, kryjący w sobie zagadkę, wokół której kręci się oś fabularna ekranizacji. Wyjątkowo interesująco wypadło również połączenie Konakawy i Nody w występującą pod nazwiskiem tego pierwszego, nową postać, wykazującą cechy obydwu mężczyzn. Początkowo, sądziłam, że wycięcie z fabuły paru lubianych przeze mnie bohaterów, zniszczy klimat opowieści. I tak się stało. Tyle że, w przeciwieństwie do negatywnych konsekwencji z moich wyobrażeń, zniszczenie klimatu spowodowało utworzenie się nowego, równie interesującego, chociaż stawiającego całość w zupełnie innym świetle i, jak mi się wydaje, poszerzającego grupę potencjalnych odbiorców dzieła. Aż ciśnie się na usta dość znany cytat z filmu "Donnie Darko" w reżyserii Richarda Kelly'ego - "Destruction is a form of creation". W przeciwieństwie do paru znajomych, nigdy nie zachwycałam się tym tekstem, ale uważam, że do opisywanej sytuacji pasuje jak ulał.

Czym więc różnią się oryginalny i wtórny klimat Papriki? Może powinnam zacząć od podobieństw. Oba są nieco psychodeliczne, oniryczne i absurdalne. Gdy zastanawiałam się dokładniej nad różnicami, przyszło mi na myśl rozróżnienie między kolorami zimnymi, a ciepłymi. Książka jest zimna, film - ciepły. Pierwowzór wchodzi głębiej w psychikę bohaterów, pozwala czytelnikowi poznać ich rozterki, niepokój, lęk przed możliwymi konsekwencjami nadużycia DC Mini. W porównaniu do anime, gdzie wszyscy uczestnicy akcji wydają się bardzo aktywni, tutaj można dostrzec również ich niemoc a momentami nawet postawę pasywną (by nie opisywać dokładnych scen, ograniczę się do jednego nazwiska: Osanai. Kto przeczytał, powinien wiedzieć, co mam na myśli). Opis podobnych wahań między działaniem, a inercją wydaje się pogłębiać negatywne emocje, kierując odcień całości raczej w stronę kolorów zimnych. Nawet radosne alter ego Chiby, tytułowa Paprika, zostaje złapana w sieć lęków i niepokoju. Zakończenie natomiast, przypomina raczej uspokojenie się tonacji, delikatne przejście z najmroźniejszych barw ku neutralnej, spokojnej bieli. W anime, następuje zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Fantasmagoria i absurd, leżące u podstaw historii, zostały zmieszane z odrobiną nieco bajkowej magii, przez co całość wydaje się łudząco podobna do animowanych baśni z dzieciństwa. Pokuszę się o dość odważne stwierdzenie: jest niczym groteskowa wersja tych produkcji! Dzięki zastosowaniu ciepłej kolorystyki (z pominięciem sceny finalnej konfrontacji), skojarzenia padają w zupełnie inne rejony. Nic w powieści nie sugerowałoby baśniowego klimatu, w anime zaś, zarówno kreska, jak i przedstawienie granicy między światami jawy i snu, wydaje się nieustannie kierować myśli właśnie w te rejony. Podczas miniresearchu, jaki sobie zafundowałam, przed zabraniem się za pisanie o "Paprice", doznałam niemałego zdziwienia, gdy dowiedziałam się, że za to anime nie odpowiada studio Ghibli. Owszem, omawiana produkcja jest nieco mroczniejsza niż, na przykład "Ruchomy Zamek Hauru" czy "Spirited Away: w krainie bogów" i skierowana jest do nieco starszych odbiorców, ale estetyka oraz rytm opowieści szczególnie się nie różnią. To oczywiście stwierdzenie jak najbardziej subiektywnej, ale zawsze, podczas oglądania animacji tego studia, gdzieś w środku doznawałam podobnego uczucia. Nic "z zewnątrz" nie wzrusza w ten sam sposób (co nie świadczy o gorszej jakości, a jedynie o innym oddziaływaniu). Paprice się udało. O Ghibli wspomniałam, ponieważ kojarzy się z bajkami. Jeśli założeniem twórców faktycznie było ukazanie groteskowej wersji bajki animowanej, to, szczególnie, że to produkcja japońska, nie ma chyba lepszego skojarzenia!

W powieści, postacie, z początku realistyczne, zaczynają przejawiać coraz dziwaczniejsze skłonności, jakby stawały się groteskową parodią samych siebie. Najbardziej zapadła mi w pamięć, zupełnie nieistotna dla całości fabuły scena wylotu Chiby i Tokity do Szwecji, a konkretnie pożegnania się Atsuko Chiby z Matsukane. Wtedy to,  dziennikarz wyznaje jej miłość, za co zostaje nagrodzony namiętnym pocałunkiem. Tych dwoje, tak naprawdę, spotyka się dopiero po raz drugi (i najprawdopodobniej ostatni). Tsutsui opisał całą sytuację w sposób, przywodzący na myśl ckliwe komedie romantyczne oraz przesłodzone mangi shoujo, co, z kolei sugeruje przekaz niewynikający bezpośrednio z fabuły. Myślę, że autor świadomie parodiuje różne gatunki i konwencje (nie tylko literackie). Nawet niezwykle irytujące motywy, takie jak główny wątek romansowy, związek pięknej, inteligentnej kobiety, o której marzą praktycznie wszyscy męscy bohaterowie powieści z, co prawda genialnym, ale odpychającym, grubym mężczyzną o charakterze dziecka, bardziej niż partnerki potrzebującym matki, zaczynają nabierać parodiowego sensu, pozwalającego zastanowić się nad wszystkimi wyeksploatowanymi do granic możliwości cliché współczesnych (i nie tylko) mediów. W anime, tego aspektu nie widać, a relacja wspomnianych przed chwilą osób przedstawia się w inny, minimalnie bardziej przystępny sposób (niemalże całkowicie przystępny - gdyby zlikwidować romantyczny podtekst relacji, w przypadku anime nie wnoszący nic w fabułę, okazałby się wręcz idealny dla nastroju ekranizacji). Oczywiście, można by omówić jeszcze parę innych przedmiotów parodii, ale myślę, że każdy, kto planuje kiedykolwiek przeczytać "Paprikę", powinien ich poszukać samodzielnie.

W obu wersjach historii, najbardziej rozczarował mnie brak jakiejkolwiek refleksji bohaterów nad zasadnością DC Mini. Spowodowały one katastrofę na skalę Japonii i, mimo że udało się ją zażegnać, korzystając z onirycznej względności czasu, wspomnienia pozostały. Wynalazek bez wątpienia stanowi wielkie niebezpieczeństwo. Bezrefleksyjne wprowadzanie w obieg nowych technologii nie prowadzi do niczego dobrego i całkowicie dehumanizuje leczenie schorzeń psychicznych, w którym to procesie, jednak potrzebne jest ludzkie podejście. Tokita ostatecznie nie rezygnuje z DC Minis - postanawia je po prostu ulepszyć, podczas gdy świat nie wydaje się gotowy na podobną technologię. Być może nigdy nie będzie. Ludzie mają tendencję do wypaczania pięknych idei i nadużywania nowych narzędzi. W "Paprice" (powieści), antagoniści poruszyli bardzo ważną kwestię, pozostawioną, ostatecznie, bez odpowiedzi. W ten sposób, autor stawia w dobrym świetle skrajnie naiwny idealizm, bez żadnego oparcia w rzeczywistości. Idealizm, który może doprowadzić do podarowania terrorystom nowej broni masowego rażenia, tyle że, zamiast szkód fizycznych, wyrządzającej psychiczne. Na szczęście, w odniesieniu do całokształtu fabuły, skupiającej się głównie na wizjach świata snów i psychice bohaterów, nie ma to aż takiego znaczenia - nie sprawia, że powieść jest zła. Po prostu, można by jeszcze bardziej rozwinąć potencjał, tkwiący w całej historii.

Prawdę mówiąc, teraz, gdy jestem w stanie się nieco do przeczytanej historii zdystansować, zaczynam myśleć, że całość fabuły stanowi zapis snu szaleńca. Snu, w którym ożywają potwory. Snu, którego każdy uczestnik zostaje zmuszony do wejścia w absolutny chaos, a następnie wrócić i ułożyć sobie życie na nowo. "Paprika" skłania do refleksji, ale tylko pewien określony typ ludzi, doszukujących się w tekście (najprawdopodobniej) treści nawet bardziej skomplikowanych niż te, które autor chciał przekazać. To pozycja naprawdę dobra, oferuje rozrywkę na wysokim poziomie, ale nie ma raczej szans na wejście do grona (nawet tego subiektywnego, osobistego) książek wybitnych. Parodiowe podejście, w gruncie rzeczy, nie wnosi do życia nic nowego. Co ciekawsze parodie bawią i pomagają dostrzec wady uznanych konwencji, ale, dopóki nie trafi się jakaś naprawdę odkrywcza ("Papriki", niestety, nie można w ten sposób określić), nienatrafienie na którąś z nich, chociażby i do końca życia, nie robi wielkiej różnicy.

Moja ocena: 7/10
Ocena anime: 7/10
Lektura obowiązkowa dla: fanów wersji animowanej, którzy, przy okazji, lubią też czytać książki (i znają język angielski, bo na wydanie polskie się nie zapowiada).

5 komentarzy:

  1. Bardzo lubię oniryzm, utratę realności przez świat oraz zaglądanie wgłąb psychiki bohaterów, a także absurd i ironię. Szkoda tylko, że autor nie rozwinął swoich refleksji, bo teraz te wszystkie chwyty techniczne, absurd, oniryzm itd., wydają się być celem samym w sobie, i może czyta się to dobrze, ale można by to wykorzystać lepiej. Ale trudno, i tak chcę przeczytać (i obejrzeć :)), wprawdzie boję się, że mniej zrozumiem skoro będę czytać po angielsku, ale i tak spróbuję, choć nie wiem czy nie bardziej ciągnie mnie "Hell" autora. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, gdybym nie darzyła sympatią "absurdu dla absurdu", ocena byłaby znacznie niższa. Za każdym razem myślałam sobie: "kurcze, brakuje tak mało, że pewnie w innych jego książkach będzie lepiej" i za każdym razem to samo. "Hell" jest z trójki, którą przeczytałam, najlepsze, więc jeśli Cię do tego bardziej ciągnie, to przeczytaj najpierw! :D Wydaje mi się, że tam Tsutsui po prostu nie miał miejsca na nierozwiązane rozważania (chociaż trochę niedosytu niestety zostawia - mam wrażenie, że on próbuje lansować jakąś "estetykę niedosytu"). No, ale może Ty znajdziesz tam więcej, jak już się zabierzesz! :)

      Usuń
    2. Tak zrobię. :D I tak mi przyszło jeszcze do głowy - myślisz, że można obejrzeć anime przed powieścią, czy lepiej nie?

      Usuń
    3. Anime bez powieści może się wydawać nieco dziwaczne. Sporo jest wątków niewyjaśnionych, które w powieści są stosunkowo jasne. Chociaż znam osobę, która mocno się zastanawiała nad metaforycznym sensem paru scen z anime, które dla mnie wydawały się jasne przez znajomość treści powieści. Jeśli tam faktycznie były metafory, to mogłam przez to sporo przegapić - pod tym kątem chyba jednak warto.

      Usuń
    4. To może zacznę od niego - nie wiem, zależy też na co będę mieć w danej chwili ochotę, w końcu nie oglądam anime jakoś bardzo często. :)

      Usuń